Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 października 2014

Skończyłam!

Komplet do kuchni gotowy! Oczywiście uprzedzam - do profesjonalizmu daleko, ale się starałam. :-) W trakcie wyszło, że sam lambrekinek to za skromnie na oknie i dorobiłam zazdrostkę. Materiał wykorzystałam do ostatniej niteczki. Zresztą, co będę gadać - zobaczcie sami.
Na początek okno, bo od pomysłu na nie wszystko się zaczęło. Przy okazji jest widniej w kuchni.
Nie patrzymy na jej krzywość zazdrostkę, bo  nie miałam haczyków do zamocowania,więc poszło na gorący klej, poza tym patyczek był sztukowany. :-)
Obok okna 2 na prędce zrobione obrazki. Zostały mi 2 serduszka, więc czemu nie :-)

Teraz stół.
Obrus, podkładki, poduszki na krzesła. Teraz się zorientowałam, że brak mi zbliżenia na podkładki. Ale z pewnością zapozują jeszcze nie raz :-)
NO i pierdołki, czyli łapka, ściereczka, serduszko na okapie i koszyk, na który zabrakło już materiału, więc po prostu doszyłam kokardę do białej wykładki :-)
I na koniec jeszcze kawałek kuchni z półką i moimi ulubionymi słojami z ptaszkami. Wiem, że niektórych rzeczy jest za dużo, ale szkoda mi ich chować gdzieś po półkach. I tak wiele pojawia się sezonowo.
Wiem, idą Święta, każdy myśli już o dekoracjach z czerwienią, złotem i bielą. Ja też! :-) Ale póki co jeszcze mamy Święto Wszystkich Świętych i z tej okazji ta spokojna, stonowana dekoracja. Na BN będzie zupełnie inaczej w kuchni.
Ponieważ wczoraj się rozszalałam z aparatem, to przy okazji zrobiłam zdjęcia korytarza, który bardzo lubię, mimo że nie jest jasny. Ale jest jasna szafa, schody, białe ramki i dodatki. Za nic tej oliwki nie przemaluję. Kiedyś miałam ją w salonie. Tak mi się podobała, że została na korytarzu. Z tapeta tworzy duet dla mnie idealny. Oczywiście to Dekoral, żeby nie było. Oczywiście do dziś zmienili już nazwę koloru, bo kiedyś było to zielone wzgórze, ale na zdjęciach nadal jest dokładnie taki odcień jak na ścianie.


Na ścianie po prawej stronie wiszą zdjęcia i akwarele z różnych miejsc na świecie i w Polsce, które udało nam się zobaczyć.



Jak widać nasze mieszkanie zajmuje górę całkiem sporego domu. Dół zamieszkuje teściowa o wielu zaletach :-) mimo to mogę powiedzieć, że dbam o całość, jak o swoje. Nie mamy żadnych podziałów ogrodu, żadnych podwójnych liczników itp. Zgoda to podstawa w takich sytuacjach. Czasem trzeba ustąpić, czasem się uprzeć, ale ogólnie realizować swoje zamierzenia i plany.
Czego i Wam życzę :-)

środa, 29 października 2014

Obiecany decoupage

No właśnie, miałam perturbacje fotograficzne, bo zdjęcia były już daaaaawno, ale dopiero teraz udało mi się je jakoś zebrać do kupy. Ogólnie mam tendencję do robienia i rozdawania tego, co zrobię, ale bez zrobienia zdjęć. Już nie wspomnę nawet o tym, że często coś odnawiam, przestawiam, ale żadnych zdjęć porównawczych przed, żadnych wspomnień, a jeśli już to jakieś wygrzebane z komputera, z zamierzchłej przeszłości.
Ale już nie zanudzam, tylko wstawiam zdjęcia i lecę do pracy, bo czas ostatnio goni. :-)
Teraz co  następuje:
1. Poduszka uszyta z myślą o fotelu na zadaszony taras. Ale fotel nie może się doczekać obicia . Stoi sobie biedak na strychu i czeka na ładny len.
2. Łubianeczka zapewne stanie kiedyś z kwiatami na tarasie, ale póki co przyda się w kuchni.
3. Słoiczki jeszcze nie wiedzą, czy pójdą w świat, czy zostaną na zapasy kasz, cukru itp.

To przemalowane cudo stało na tarasie - teraz wróciło do łask, bo gdzieś schować trzeba. Przydało się do ziół, które jeszcze po lecie się trzymają ostatkiem sił.
Łubianka zapozowała jeszcze z puszeczką po pierniczkach toruńskich i koszykiem na sztućce.
A tu widać różnicę między lepszym aparatem a moim podręcznym pstrykadłem. Te lampioniki nam służyły dzielnie w lecie na stole, przy wieczornym grillu, bo prądu nie mamy w okolicach tej szacownej i murowanej budowli jaką jest nasz grill. A wystarczyło kilka muszelek, nadpalone świeczki, sznureczki do powieszenia i rozgwiazdy... Teściowej też się spodobały, choć nie fioletowe ;-)

Wianki... Miałam trochę gałęzi z wiśni kiedyś i zrobiłam z nich  takie coś. Trochę kwiatków, trochę wstążki i wyszło coś takiego. Myślę, że powtórzę w wolnej chwili coś podobnego na Boże Narodzenie. Kawowe obrazki wisiały kiedyś nad ekspresem. Mam szczera chęć je przemalować i zmienić całkowicie. W wersji pierwotnej miały słoneczniki. Póki co nie mam pomysłu, co by tu zrobić... Chociaż... Ale to sie zobaczy jeszcze :-)
Ufff, koniec na dziś :-)
Pozdrawiam ciepło

P.s. Teściowe też :-)



wtorek, 28 października 2014

Wcale nie świątecznie

choć przecież z czerwienią w tle. Obecnie jestem na etapie szycia kolejnego, tym razem beżowego kompletu do kuchni, a że czasu mało, to idzie opornie. Maszyna stoi już tydzień na stole, a cała reszta leży i czeka cierpliwie na szycie. Tu muszę przyznać, że zmiana czasu działa na moją korzyść, bo jakoś więcej mam ochoty i zapału i jakoś doba dziwnie się rozciągnęła, więc ostro działam. Dziś już, ze względu na mróz, który choć piękny z rana, to niestety wszystko skosił, muszę się zająć wykopaniem bulw i cebul kwiatów. Maszyna poczeka na mnie jeszcze trochę. Pocieszam się myślą, że nawiedziła mnie teściowa, a jedną z niewątpliwych zalet posiadania takiej teściowej jest ciepły obiad po powrocie z pracy :-) Może schabowy z ziemniakami (zero surówek) codziennie nie jest szczytem marzeń, ale nie narzekam i zjadam, zwłaszcza że w pracy mam tak ciepło, że palce czasem przymarzają do klawiatury ;-) Na podorędziu trzymam siekierę, co by mnie można było zimą odciąć od fotela i biurka :-)
 Ale do rzeczy. Otóż obleciałam z aparatem parę kątów w domu. Komentarz będzie na bieżąco :-)
No to jedziemy! Zapraszam na salony...
Teraz byłoby biało... ale 6 lat temu miałam inne pojęcie o tym, co jest ładne :-)
 Ściany standard - moja ulubiona farba w kolorze migdał. Generalnie czeka Was szał kolorów, bo 2 ściany są w kolorze zgaszonego fioletu. Też Dekoral, choć odcienia już nie pamiętam. Dodatki starałam się dobrać czerwone, choć moja  nieoceniona teściowa uparła się na fiolety.
Wspomniany fiolet :-)
Zbliżenie na świeczuszki. Fiolet musi być :-)


A tu prezent od teściowej :-) Wiadomo - fiolet.

NO i stół. Lampy nad stołem i nad stolikiem takie same, tyle że te są mniejsze. Uwielbiam tę dużą - jak księżyc w pełni.
A teraz pokój córki. Szał kolorów - ciąg dalszy. Ale to zestawienie sprawdziło się zarówno w pokoiku 5-latki jak i dorastającej dziewczynki, a myślę, że i kiedyś licealistce też będzie się podobało. Choć gdzieś tam w zakamarkach czai się marzenie o białych mebelkach i jasnych ścianach... Ale to już nie w tym przypadku.
Kącik do spania. POduszki - produkcja własna.

Mój ulubiony kącik w pokoju córki - czytelniczy, ale trochę taki udawany, bo to tapeta. Uwielbiam ją. Poduszki - jak wyżej :-)
Komódka
Parapecik


Zdjęcie całego okna z biurkiem

Zresztą - jak niektórzy pewnie się już zorientowali - fotograf ze mnie mizerny. Ale się staram, jak mogę. Tym bardziej, że często zdjęcia robię telefonem, który ma pożal się Boże aparacik.

A teraz kilka fotek z łazienki...
Róż górą :-)
Róż - bez komentarza:-)
Koszyczek z gadżetami dla gości
Sypialnię już znacie - zmieniłam krzesło :-) Ale to nie koniec zmian.
 Te kable mnie doprowadzają do szału. Póki co pozbyłam się klawiatury, ale reszta wisi. Na razie kombinuję na półeczce i szukam czegoś na tę pustą ścianę. Jak już skończę walkę z tym kątem, to dam znać.
I to na razie tyle w przydługim temacie wnętrz moich. Następnym razem postaram się pokazać jeszcze moje ostatnie prace kuchenne, czyli decoupage.

Pozdrawiam cieplutko

P.s. To był oczywiście żart z ta siekierą :-)

poniedziałek, 20 października 2014

Migawki

Pogoda się psuje, a w zasadzie czego się spodziewać po połowie października :-) Popadało i to jest na plus po 2 miesiącach suszy . Ale zanim niebo zasnuły chmury, przez które coraz trudniej wstać rano z łózka, udało mi się złapać kilka promieni słońca. Trochę wzięłam się za jesienne porządki w ogrodzie, ale to jeszcze potrwa, bo wiadomo, że pewne prace trzeba robić etapami, a szkoda tez ścinać i wykopywać coś, co jeszcze kwitnie. Dlatego bez zbędnego gadania wrzucam zdjęcia :-)

A w sobotę oczywiście wywiało mnie na podchody :-) Są jeszcze ludzie, którzy potrafią dac dzieciom alternatywę i nie pozwolą im siedziec przed telewizorem.  Dziecko moje zakochane teraz w lesie i bieganiu po nim z mapką :-)A taki opór stawiała, tak nie chciała, bo fajny film w telewizji... Już nie nudzę.
Kilka ujęć z buszowania po lasach :-)


A wszystko to tam, gdzie z córką uczymy się jeździć konno. Dla niej to okazja do spędzenia czasu na powietrzu w towarzystwie zwierzaków. Dla mnie - realizacja marzeń z dzieciństwa. Na szczęście coraz więcej takich miejsc, w których  można znaleźć konie i instruktorów, którzy powiedzą co i jak.
A satysfakcja ogromna, kiedy spośród 20 osób na łące koń, na którym wczoraj się siedziało, przychodzi akurat do Ciebie, bo poznał i chce się przywitać ;-)

A tu już po bieganiu po świeżym powietrzu szybki obiad, czyli Tortilla :-)

NO i kawa, bo dzień był pochmurny i marudny raczej, ale na szczęście nie padało.
Mleczko się grzeje w kubku z ulubionej Emalii Olkusz. Czajnik to samo. Niezniszczalny diabeł, choć marzy mi się jakiś śliczny różowy. Spalenie go 2 razy nic nie pomogło. Dalej się nadaje ;-)

Ulubiony kubek :-)

No i kawa :-)
Pozdrawiam ciepło i polecam na chłodne wieczory jesienne do posłuchania :-)
Michael Buble - takie młodsze wydanie Franka Sinatry :-)

piątek, 10 października 2014

Dekoracyjnie

Czyli znów nie o szyciu. Po prostu miałam wczoraj chwilę czasu i postanowiłam trochę pobiegać po domu z aparatem, żeby pokazać różne takie... niekoniecznie zawsze robione przeze mnie. Ale i trochę z rzeczy ostatnio szytych będzie. Tylko jedno wyjaśnienie w kwestii mojej fachowości. Z wykształcenia jestem polonistą, a nie szwaczką, dlatego tez moje prace jakieś szczególnie wspaniałe nie są. Wszystko z reguły rozkminiam w głowie, tudzież na kartce i potem wcielam w życie z mniejszym lub większym powodzeniem. Czasem szyję i rozpruwam, czasem rwie mi się nitka, ale generalnie nie ustaję w działaniu, bo to lubię i widzę, jakie robię postępy. Coraz pewniej prowadzę stopkę albo raczej jestem prowadzona przez nią. :-) Póki co najbardziej lubię szyć poszewki na poduszki, jakieś drobiazgi typu podkładki, serwety, koszyczki, ale też uszyłam 3 sukienki oraz kilka sztuk firan i zasłon. I wciąż się uczę, podglądając dziewczyny na blogach. Podobnie z pomysłami - korzystam, przekształcam, dodaję i zmieniam. I absolutnie nie obrażam się, jeśli ktoś coś podpatruje u mnie. Po to w sumie jest ten blog :-)
Tak obecnie wygląda moje okno kuchenne.
Teraz wiem, że zrobienie takiej falbanki to masakra, ale warto:-)
Skrzydła szyłam pierwszy raz. Przydadzą się na Boże Narodzenie.
Efekty ostatnich moich spotkań z maszyną. Zawieszka do kompletu z poduchami.
No i decoupage na ściereczce oraz serduszku. Pudełko na wstążki dawno temu przemalowałam.
Chustecznik to też wcześniejsza robota.
A teraz coś, o co dłuuugo walczyłam najpierw z małżontkiem, a potem ze stolarzem. Ale myślę, że warto było. Uwielbiam ten okap. Mogę sobie poustawiać różne śliczności na nim i ten zegar - marzenie moje - nie dość, ze dekoruje, to i wiadomo, która godzina, nawet kiedy prąd 50 raz dziennie wyłączą.
A tu z bliska...
Serduszko - własna produkcja, lawenda swojego chowu, słoiczki po liftingu :-)
Aniołeczek - pamiątka z Torunia. Muffinka - z KiKa za grosze - nie mogłam się oprzeć.
No i to chyba wszystko na dziś. Ale na weekend jest plan... ;-) Ogród czeka... Jeśli pogoda dopisze, to będzie trochę zdjęć zieleniny dogorywającej w upiornej suszy i pełnym słońcu tej pięknej, ale zabójczej dla roślin jesieni.
Pozdrawiam cieplutko