Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 lutego 2015

Syndrom sójki :-)

Zbieram się i zbieram i zebrać nie mogę... Mam syndrom sójki :-) Ale jak to u mnie - za dużo się dzieje. Ledwie się otrzepałam po świętach, a już walentynki, a za chwilę urodziny córki. W międzyczasie przemalowanki, które widać było w poprzednim poście. Dziś tak krótko, bo jestem na etapie urodzin i jak zwykle mam plan, który będę realizować w najbliższym czasie, co nie jest łatwe, gdy przez 8 godz. jest się w pracy. W każdym razie ja mam taki sposób, że przed każdą uroczystością, imprezą domową, świętami itp. robię listę dań. potem z tego - listę zakupów, z której skreślam to, co już mam w domu. Potem to wszystko, co potrzebne, kupuję i rezerwuję dzień lub dwa na przygotowanie. W ten sposób jakoś wyrabiam się, choć często nie jest łatwo. Teraz dużo pomaga mi córka, ale ja generalnie lubię sama wszystko zrobić, bo jestem wtedy skupiona, lepiej zorganizowana, spokojniejsza. Jestem ciekawa, jakie są Wasze pomysły na organizację imprez. Oczywiście mogę zdradzić jeszcze jeden :-) Mój ulubiony, choć do tej pory zastosowałam go tylko raz - w czasie I Komunii córki. Zadzwoniłam do znajomego kucharza, który wszystko przygotował, podał i sprzątnął. Byłam gościem, choć oczywiście nie dałam sobie odebrać przyjemności zrobienia dekoracji stołu :-) W tym roku czeka mnie II Komunia, więc chyba znów skorzystam z kucharza, bo niestety, w mojej pracy nie wchodzi w grę urlop. A jeden dzień to za mało, by przygotować takie przyjęcie na kilkadziesiąt osób.
Się rozgadałam...
Deska do krojenia+kubek bez ucha+biała farba=patera :-)



A teraz kilka migawek.








































 Tu już walentynkowe śniadanie :-)

Po prostu tost z pieczonym boczkiem i cheddarem, jajko sadzone i warzywa.

 Za takie śniadanie należą się kwiaty :-)

Zabawa z aparatem



Tulipany to wdzięczny obiekt fotografii i taki wiosenny, a tego wszystkim chyba już brak

















 Nie mogłam się opanować. Tak wygląda przemalowane lustro. Niedługo pokażę całość, ale nie mogłam sobie dziś odmówić tej przyjemności :-) Wiatrołap pozostał w brązach. Powiem szczerze - nie uśmiechało mi się wszystkiego przemalowywać, a i tak drzwi wejściowe są nie do ruszenia. Oczywiście ościeżnice dalej czekają na swoja kolej i kremową farbę.



















Dla przypomnienia szafka :-)

 A na koniec moja mała obsesja na punkcie... kapci :-)


Uwielbiam te kremowe przytulne kapciuszki
Choć te też mają w sobie to COŚ :-)


 Pozdrawiam i zabieram się za pracę :-)


niedziela, 8 lutego 2015

Się dzieje

Zima u nas na całego. Ale taką zimę to ja mogę mieć! Śnieg, mróz i słońce :-) Dziś zaserwowałam sobie małą niedzielna przyjemnostkę - spacer. Witamina D teraz w cenie, więc nasłoneczniałam się z córką ile wlezie. Do lasu daleko, a w międzyczasie rozpętała się śnieżyca, ale nie straszne nam śniegi i wiatr. Było... sami zobaczcie :-)
Taki mam widok z okna kuchni
Córeczka na Syberii :-)

Śnieżyło... ale dotarłyśmy do widocznego w dali lasku.

Ale już za chwilę wyszło słońce.


Przed siebie...
Zofia znaczy ślad


W lesie nie ma zimy :-)

Coś mnie tu urzekło...
Droga powrotna
To był miły odpoczynek od tego, co działo się w ostatnim tygodniu. Po wycieczce do Ikei mam nowe uchwyty w kuchni :-) Tadam!
W szufladach jeszcze brak. Mąż zrobił sobie przerwę - nieprzewidziane trudności w postaci zbyt krótkich śrubek :-)
Tak pięknie i słonecznie dziś było, że postanowiłam obfocić jeszcze trochę kuchnię. Poszewki na wagę. Cudnie się wpasowały :-)

Półeczce wymalowałam plecy, bo jakoś tak za nachalnie wyglądała w tej bieli,




W salonie mam nowe, jasnokremowe zasłony. Jakoś tak jaśniej się zrobiło i wiosenniej.


I jeszcze kilka migawek z sypialni. Wreszcie coś wymyśliłam jeśli chodzi o komputer stacjonarny. Udało mi się dostać w Ikei małą szafeczko-półeczkę za całe 35 zł. Zmieściła drukarkę i komputer, a kable ukryły się za nią. Trzeba będzie jeszcze ją pomalować na biało, ale po ostatnim malarstwie mam dość. Co malowałam? Zobaczycie wkrótce.
Wymarzony listownik :-) Oczywiście przemalowany,

Z lewej widać półkę.

A teraz przyczyna całej wycieczki do Ikei :-) Szafka na buty. Wymarzona, która pociągnęła za sobą lawinę zmian w przedpokoju. Lustro - przemalowana rama. wymienione drzwi, przemalowany wieszak, i ogólnie kupa roboty, ale myślę, że efekt końcowy będzie wart całej tej roboty. Oczywiście na drzwi czekamy miesiąc, ale szafkę mogę już pokazać.

Na razie więc tyle musi Wam wystarczyć. Przed i po pokażę, jak już drzwi i cała reszta będzie gotowa. Jak widać ościeżnice trzeba malować, bo brązowe. Ale bez nowych drzwi nie ma co się rozpędzać. Szkoda, że tyle trzeba czekać. :-(
Jak mawia jeden z moich kolegów z pracy - będę się ćwiczyć w sztuce cierpliwości. Myślę sobie, że bardziej cieszy to, na co długo się czeka. I bardziej się to docenia. I nie mam tu na myśli tylko drzwi, ale ta zasada ma zastosowanie w całym życiu, w każdym jego aspekcie. Czas przydaje waloru, pozwala zapomnieć, ale i docenić to, co udaje się osiągnąć lub co się straciło, co już nie wróci...
Ech, filozofia :-)
I tym filozoficznym akcentem żegnam się na dziś :-)