Łączna liczba wyświetleń

sobota, 1 października 2016

Był sobie stół...

Stał w piwnicy stół... może kiedyś miał politurę... Może kiedyś był eleganckim meblem, ale ktoś go wymalował na ciemny brąz i na koniec wylądował między kosiarką a oponami w moim garażu. 
Wyszło tak...
Po krótkich negocjacjach z małżontkiem, który miał do wyboru albo oddać stół, albo zrobić mi nowy blat do mojej graciarni na strychu, stół wytargałam na zewnątrz i zaczęłam szlifowanie. Mąż udał, że nie widział całej akcji, a ja wreszcie odzyskaną szlifiereczką zaczęłam dzieło. Oczywiście z prędkości zdjęć stołu w kolorze brąz nie mam, ale tak wyglądał po odarciu...
Tak po wstępnym malowaniu na biało i szaro.
Malują się też pojemne szuflady, którym wyrwałam stare, drewniane uchwyty.

No i wreszcie finał... Gałki kupiłam w KiKu, a tylko środkowa dostała nowy, czarny kolor.


Środkowa szuflada ma nawet zamek. Wystarczy włożyć kluczyk


Stół wylądował na strychu - w mojej graciarni, która jeszcze się robi. Transport na strych okazał się karkołomnym wyczynem. trzeba było stół rozebrać... Moja wina, bo wcześniej nie zmierzyłam drzwi na strych :-( Ale potem szybko go zbiłam i dla pewności odmalowałam jeszcze raz. Może idealny nie jest, może blat jest szorstki, bo poszły 2 tony szpachli, może sfatygowany i przecież stary, ale piękny i własnymi rękami doprowadzony do stanu używalności, a przez to bezcenny.
Na koniec jeszcze jesienny zachód słońca...

I drobna jesienna dekoracja...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz