Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 sierpnia 2016

Wycieczka, prezenty i tort

W tym roku wreszcie udało mi się zrealizować moje zeszłoroczne marzenie. Wybraliśmy się do Karpacza. Teraz wiem, że było warto czekać. Pogoda świetna, powietrze dla astmatyków idealne, spokój i cisza, prawdziwy wypoczynek. Nasz pensjonat leżał na uboczu, w zasadzie na samym końcu Karpacza z widokiem na Śnieżkę :-) Tradycyjnie w chmurzyskach.
Nad Zakopanem Karpacz ma tę przewagę, że wszędzie jest bliżej niż 20 km :-) W zasadzie większość szlaków to szerokie brukowane ścieżki, więc nawet z dziećmi da radę iść. Jest spokojniej, bo mniej ludzi. Samo miasteczko też dość specyficzne, bo albo ma się pod górkę i to ostro, albo z górki :-) Podziwiam ludzi, którzy budują tam domy na niewielkich półkach skalnych. Nie ma szaleństwa straganów, a nawet jesli to z pewnością nie w takich ilościach jak w tego typu miejscach. Ceny też normalne i coś czuję, że jeszcze tam wrócimy. A teraz żeby nie zagadać zanadto, daję tylko kilka zdjęć. Szału nie robią, bo jak się stoi na kamieniu, wieje wiatr, a człowiek ma duszę na ramieniu, to słabo wychodzą foty. Mam lęk wysokości :-) Żeby było śmieszniej.


Wang






Szrenica

Najwspanialsza w świecie, idealna cisza w czasie wjazdu na Szrenicę


Źródełko Kunegundy w drodze na Chojnik

Chojnik

NIe zabrakło czeskiej Pragi


Śnieżka

Śnieżka z daleka

A tu z bliska :-)

Plan na każdy dzień to podstawa

W drodze do Karpacza był Wrocław, a z powrotem - Książ.



A kiedy już szczęśliwie dojechaliśmy do domu, zepsuł się samochód :-) To się nazywa fart :-)

A teraz prezenty, czyli co przygotowałam dla jednej specjalnej osoby.







A tu potworek dla miłośnika mocnych wrażeń :-)


Jak dobrze dostać kwiaty bez okazji :-) Tym razem to ja otrzymałam bukiet.



Choć to jeszcze nie jesień, to taki kojarzący się z jesienią bukiet stanął ostatnio na stole.

I na koniec deser, czyli tort bez okazji.


Pozdrawiam :-)

środa, 10 sierpnia 2016

Wakacyjny spacer po ogrodzie

Zapraszam na małą wycieczkę po ogrodzie. Tym razem w wersji mocno zaawansowanego rozkwitu, choć nie wszędzie...
Najpierw okolice grilla

 W tym roku doszły nam takie oto donice z kratkami, na których mają rozwijać się pnącza. Są jeszcze niewielkie. Zastanawiałam się, czy je malować na biało... Ale teraz nie żałuję.
 W tle widać basen, w którym chętnie wszyscy się moczą w upalne dni.
 Oczywiście jak co roku zarzekam się, że już nigdy więcej nic nie wsadzę, nie przekopię, nie dosieję. I oczywiście znów dołożyłam sobie kawałek. Musiałam jednak uciekać z różą spod ściany domu, bo tam po prostu nie dociera żaden deszcz. I tak mi chorowała, ale liczę, że w następnym roku odwdzięczy się za zmianę miejsca.
 Takie tam lampioniki

 Huśtawka awansowała do roli wygodnej kanapy :-)
 Lawenda, która przyciąga roje motyli i pszczół.
 Nadwodny busz :-)

Zbieram się, żeby pergolę przemalować na biało.


 Stara wanna zadziwia mnie tym, co się tam samodzielnie zasiało. Niektóre kwiaty musiałam spryskać środkiem owado- i grzybobójczym, podobnie kilkuletni świerk konica, bo przędziorki urządziły sobie na niej używanie, To samo z maciejką i berberysami. Na szczęście wszystko z wolna zaczyna odżywać. Naturalny nawóz z liści pokrzywy nie sprawdził się tym razem w roli środka owadobójczego.
 A tu kolejny wynalazek, który z czasem ożywi nową rabatę. Najważniejsze, że wszystko, co na niej zasadziłam, przyjęło się . Marzył mi się taki właśnie płotek z palety z latarenką itp. Mąż oczywiście przy wtórze narzekań zmontował mi takie coś ze starej palety i resztek łat z dachu. Z tyłu posadziłam tujki, takie wolno rosnące i się rozkrzewiające, które zrobią tło, a tuż za płotkiem miniaturka jabłoneczka. Przed płotkiem hortensje. Żeby to zagrało, musi być większy busz. Na razie trochę pustawo.
 Tu widać kawałek suchego strumyka z kamieni, który wylewa się ze słoja.
 Tabliczka mojej produkcji - zalakierowany decoupage+napis markerem do płyt.
Tu widok na całą rabatę, choć jeszcze nieukończoną. Z lewej wciąż rosną truskawki, które stąd znikną, a wtedy będę mogła dokończyć opaskę z kamienia i dosadzić trochę roślinek z własnej uprawy ;-) Po lewej, w truskawkach widać trzy zeschnięte szmaragdy. Powiem tak - nie zwróciłam uwagi i nawet nie pomyślałam, że taki pacan jeden z drugim mogą zmarnować roślinę i wyrwać ją z ziemi, żeby upchnąć prawie bez korzeni w doniczkę i sprzedać. Miałam nadzieję na uratowanie biednych roślin, ale niestety, nie udało się. Od tych "ogrodników" już niczego więcej nie kupię. Z prawej krzak mięty, która mnie zaczyna wnerwiać, bo zakrzacza wszystko i wszędzie.
Małe zbliżenie. Na pierwszym planie cantadeskia, czy jakoś tak.
A tu moje skrzyneczki, które malowałam i malowałam... Stoją teraz na balkonie...

 Taka wieczorowa dekoracja. O tej latarence marzyłam dłuższy czas. Przewalałam sklepy internetowe itp. Ale ceny wszędzie powyżej 100 zł. Wreszcie udało mi się kupić taką 40 cm wysoką za 35 zł! Były wyższe - 50 cm po niecałe 50 zł. Ta jest dla mnie akurat. Była kremowa, to ją przemalowałam. Tu jest chwilowo. Na stałe stoi w kącie w salonie. Muszę dorobić jeszcze jedną rzecz do salonu, wtedy będę mogła pokazać całość.
 Nie mogę nie pochwalić się przepięknym kwietnikiem. Mąż wie, co lubię, a że widział, jak zaświeciło mi się oko w Biedronce na widok tego cuda, jak zobaczył przecenę, natychmiast mi go kupił i w wielkiej tajemnicy zmontował. Lubię takie niespodzianki. :-)
 Moje pieczołowicie hodowane i wyczekane maleńkie lawendy.

 Widok frontu domu.

Dzięki za wspólny spacer :-)