Dość gadania... Najpierw kilka wiosennych zdjęć ze spaceru. Miejsca z grubsza te same co zimą, ale zupełnie inne o każdej porze roku. Żałowałam, że nie zdążyłam uchwycić kilku sójek, które uciekły przed nami w popłochu . Nie wspomnę już o wrażeniach dźwiękowych, czyli okrzykach żurawi.
W takim miejscu, między drzewami, z dala od ludzi, nad strużką wody mogłabym mieć mały domek... |
Ciekawostka - tu grasują bobry :-) |
A teraz moje dziecko, które wymyśliło nową dyscyplinę sportu - nordic rolki ;-)
Takie słońce to znak, że w nocy będzie mróz. Było - 5. |
Po takim spacerze trzeba było zrobić zdrowy i dobry obiad. Ryba zapiekana na plastrach cukini z pomidorami, serem mozarella i śmietaną.
A teraz już o przerwach w lenistwie. Takie tam sobie pierdołki poszyłam.
Pan Sowa miał być dla malucha, ale kiedy zobaczyła go córka, obraziła się, że takie rzeczy szyję dla innego dziecka, a nie dla niej. Sowa został więc z nami :-)
A tu tercet egzotyczny, czyli zając zawodowiec i spółka. Tego z niebieską wstążką zgarnęła teściowa. Różowy siedzi na kuchennym stole, a zielony w pokoju Małej.
A tu reszta pierdołek. Niektóre jeszcze czekają na święta, inne już dynadają w różnych miejscach.
Teraz o tym, że nawet ręcznik może być dekoracją łazienki. Taka słodko - różowa tęcza :-)
Komponuje mi się z doniczkami i świeczkami.
Jeszcze krótko o urodzinach córki. Byli goście, tort i 10 świeczek. Na prezent Simsy, czyli moje aktualne przekleństwo. Mała od komputera musi być odczepiana lewarkiem. Na szczęście jeszcze reaguje na hasło "rolki" i wtedy wystrzela jak z procy, żeby to ustrojstwo wdziać i wyjść na dwór. Swoją droga rolki to też prezent, bo poprzednie straciły łożyska w kółkach, które się dosłownie rozleciały.
Tort - nic wielkiego - masa to masło + gotowane w mleku z cukrem wiórki kokosowe. Biszkopt czekoladowy. Dekoracja skromna - ażurowe motyle odlane z czekolady.
Udało mi się zrobić ledwie to zdjęcie, bo goście już popędzali, żeby spróbować. :-)
Na stół zrobiłyśmy z Małą taką skromną dekorację w liczbie dwóch - z kuli i kwiatków wyciętych dziurkaczem. Myślę, że przyda nam się też na przyjęcie komunijne. Do tego jakieś delikatne kwiaty i świece i będzie dobrze.
No i na koniec nowa koleżanka Małej - tilda Hilda :-) Powiem tak - żadna rewelacja, raczej kopciuszek niż królewna, ale i tak jestem zadowolona, bo to moja pierwsza lalka. Panie i Panowie - Hilda.
Na koniec jeszcze mój miniaturowy portret wykonany przez córcię, który nie pozostawia złudzeń co do mojego wieku i aktualnego wyglądu. Powaliły mnie włoski zwłaszcza i szpilki, które trochę zasłoniła ramka :-)
I tak dobrnęłam do końca tego przydługiego posta :-)
Pozdrawiam wiosennie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz