Jak pisałam ostatnio - będzie sporo zdjęć. Ale po kolei.
Najpierw jak się zmieniła kuchnia na święta.
Niestety, lubię czerwień i dlatego nie żałowałam sobie.
To kącik ze stołem. Te kije ze światełkami spreparowałam na poczekaniu, bo już miały polecieć do kosza, ale szkoda mi było. Obrus i poduszki na krzesłach zeszłoroczna robota.
A teraz okno.
Dorobiłam nowe zasłonki do zeszłorocznego lambrekina. Gwiazdki z reniferami :-) w oknie też zeszłoroczne. Szału nie ma, ale nie jest źle.
Do towarzystwa świeczkom doszedł Mikołajek i choineczka. Wrzos nadal tkwi na swoim miejscu. Jeszcze szkoda mi go wyrzucić. Choć już mam mały cyprysik. A, doniczka też przerobiona, bo miała kiedyś śliczne róże, które z czasem zblakły.
No i tradycyjne pierdołki. Serduszko, łapka i zmiany na półce.
Trochę ją odgraciłam. Ten zestaw - pudełka i słój, który już pokazywałam kupiłam w KiKu. Było tam sporo rzeczy z tym samym napisem i w biało-szarych zestawieniach. Z trudem wyszłam stamtąd bez ślicznej półeczki i podstawki na książkę kucharską. O całej reszcie nie wspomnę. Ale do szarości musiałabym doszyć kolejny zestaw zasłon, poduszek i serwet. Dałam więc sobie spokój. Ale ból jest...
A po pracowitych przedpołudniach przyszedł czas na obiad. Posilałam się chili, czyli :-) wszystko co masz plus mięso mielone do gara :-) Naoglądałam się Nigelli i taki efekt. Ona ma podobną do mojej filozofię gotowania (acha, znów zaczynam o filozofii !). Życie sobie trzeba ułatwiać półproduktami. Dużo fajniejsze jest wspólne jedzenie niż siedzenie w kuchni nad garami. Ale do rzeczy. W garnku wylądowała cebula, papryka, pomidory z puszki, czerwona fasola, mięso mielone, koncentrat pomidorowy, papryka mielona ostra i słodka, pieprz, sól i odrobina wody. Ze świeżą bułeczka było super przyjemne, zwłaszcza po dniu spędzonym na dworzu. Polecam.
A potem nastąpił bombkowy szał w związku z kiermaszem na cele charytatywne, bo na rzecz pobliskiego domu dziecka. Nawet małżontek sie przyłaczył - z bólem, ale jednak.
Efekty:
Około 20 sztuk nam wyszło.Ta na moim palcu to moje ulubione zestawienie.
W przerwach natrzaskałam jeszcze karnetów do prezentów.
Trochę tego jest. Oby ładnie się sprzedało. W zeszłym roku mieliśmy powodzenie u mieszkańców gminy, więc może i w tym roku dokupią coś do kompletu :-)
A tu już nowe poduchy w salonie, tudzież taka mała dekoracyjka na stoliku kawowym. Był plan na wymianę zasłon na beżowe, ale jak były w Pepco w dobrej cenie, to ja wenę straciłam na zakupy. A teraz nigdzie takich jak mi się marzą nie widzę. Z netu odpada - kolor jak zwykle pewnie będzie nie ten akurat, co mi się widzi :-( Pocieszyłam się poduszkami.
NO i w zasadzie na koniec tej świątecznej masakry jeszcze raz ozdoby, z tym że teraz szyte. NIe jestem z nich zadowolona do końca. Ale przy odpowiednim świetle (raczej jego braku :-) i w krzakach choinki ujdą chyba.
Te planuję zostawić na swoją choinkę. |
Te również. |
Nad tymi się zastanawiam... |
To mój ulubieniec :-) |
Natomiast reszta pójdzie po ludziach. Już mam paru chętnych :-) Muszę powiedzieć, że ostatni raz eksperymentowałam przy takich pierdołkach z różnymi fakturami i grubościami tkanin. Do bani mi szło. Nie ma to jak płótno bawełniane. Łatwiej szyć i nadać kształt, nie uciąga się i ładnie wygląda po przerzuceniu na prawą stronę.
I to chyba tyle. W niedzielę kiermasz. Trzymajcie kciuki, bo jak dobrze pójdzie, to znów uda nam się zrobić dobre paczki dla dzieciaków :-)
Miłego weekendu życzę :-)
Ale jesteś twórcza. Tyle wspaniałości przygotowałaś. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. I pozdrawiam świątecznie :-)
OdpowiedzUsuń