Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 4 grudnia 2014

Bardzo krótki post

Pech lub może szczęście (to się okaże dopiero po czasie - jak to w życiu) sprawiły, że wszyscy w pracy chorują, zdawałoby się poza mną i dyrektorem. Finał taki, że w zasadzie mało mam chwil, w których nie wychodzę na nie swoje lekcje. A przecież czeka nas kiermasz świąteczny, na który trzeba przygotować ozdoby i całą resztę. Coś tam już zaczęliśmy robić, ale czas ucieka, a u mnie ciągle zamknięte. Z prezentami dla familii leżę, bo po powrocie do domu najczęściej nadaję się tylko do przytulenia się do termoforka i grzania tyłka w okolicach grzejnika. Tak mam w pracy ciepło, że temp. mojego ciał wynosi już tylko 36,2 :-)
Tak tu się żalę, ale wczoraj uświadomiłam sobie,jakie mam wielkie szczęście. Bo pracę mam kilkadziesiąt metrów od domu, za niezłe pieniądze i w dodatku ją lubię (pod warunkiem, że nie muszę zastępować innych:-)
Tak już mam, że w najgorszym badziewiu potrafię znaleźć coś na plus :-) I tak sobie myślę, że to niezła cecha charakteru, bo znałam i znam wielu ludzi w podeszłym wieku, którzy chyba dzięki optymizmowi żyją i nie są wrednymi staruchami, a fajnymi kontaktowymi, roześmianymi ludźmi.
Miało być krótko, a tymczasem jak ja filozofować zacznę, to końca nie widać...:-)
Zaczęłam już szyć trochę ozdób świątecznych, ale te pokażę następnym razem. Natomiast dziś tylko kilka zdjęć.
Choć na parapecie wciąż beże, to już wymysliłam świece adwentowe. Czas najwyższy:-)
Widać tu mój nowy nabytek, czyli lampkę. Druga taka jest w sypialni.
 Lampki to wspólne dzieło moje i mojego męża. Co się przy tym nasłuchałam, tylko ja wiem.Dobrze, że ja święta kobieta jestem, bo mogłoby dojść do czynów karalnych. :-) Coś na zasadzie przeciwieństw - ja szukam zawsze pozytywów, a mój małżonek - problemów. W każdym razie lampa to pierwotnie tylko podstawa drewniana. Ja zakupiłam odpowiedni abażur i odmalowałam podstawę. Natomiast żeby to wszystko świeciło, to już zasługa (i duuuuuużo narzekania) mojego męża. Wykorzystałam przy tym jakieś oprawki i kabelki wygrzebane na strychu. W ten sposób obydwie kosztowały mnie góra 100 zł. Za taką cenę nigdzie nie kupiłabym nawet jednej, nie mówiąc o dwóch sztukach lamp. I ten argument na tyle przemówił do  wyobraźni mojego męża, że zamontował wszystko, gdzie trzeba było.

Świeczuszki z bliska
Skromny, ale jest:-)
Oglądałam sporo wianków w necie, ale czułam wielki opór, by oklejać go czymkolwiek w wielkiej obfitości,jak to przeważnie wygląda. Poza tym moja wersja daje pole do dalszego doklejania. Może jakaś zielona gałązka? Się zobaczy. Póki co ciesze się tym, co proste i nieprzeładowane.
I to tyle, póki co. Następnym razem (tylko kiedy znajdę czas????) z pewnością tak szybko nie skończę :-)
Pozdrawiam i życzę czasu, duuuużo czasu na wszystko,co czujecie, że musicie zrobić przed świętami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz